Wielcy i znani związani z Tarnowem – Józef Bem

Dowódcy wojskowi. Ludzie, którym powierza się tysiące, a nawet miliony ludzkich istnień w nadziei, że wygrają wojnę, a straty będą niskie. Dodatkowo mają różne charaktery i renomę. Jedni roztaczają taką aurę, że żołnierze poszliby za nimi w ogień, znowu inni to potwory w ludzkiej skórze, dla których ważniejszy jest kolejny order niż życie ludzkie. Z jednej strony można ich podziwiać za swoje umiejętności oraz kunszt w wojaczce, a z drugiej potępiać za głupotę, brak umiejętności, pychę. W historii ludzkości pojawiło się wielu wielkich dowódców. Jedni byli zapamiętani za swoje zwycięstwa i honor, inni za swoją bezwzględność i pogardę dla ludzkiego życia. Wielu z nich zostało inspiracją nie tylko dla kolejnych pokoleń dowódców, ale dla całych narodów jak to ma miejsce np. przy Napoleonie i narodzie polskim. Ten wielki francuski strateg miał tak duży wpływ na naszych przodków, że pojawił się w pieśni, która później została uznana hymnem narodowym.

Oczywiście, jak można wywnioskować po tytule, chciałbym się skupić bardziej na pozytywnych dowódcach, a zwłaszcza na jednym – gen. Józefie Bemie. Ten wielki człowiek urodził się 1794 roku w Tarnowie i już od wczesnych lat mógł pochwalić się niezwykłymi dokonaniami na polu dowódczym. W wieku niespełna 18 lat wziął udział w wyprawie Napoleona na Moskwę w 1812 roku. Wtedy też wykonując brawurową akcję napadnięcia na rosyjski posterunek (i przy okazji łamiąc swoje rozkazy) uwięził 50 zaskoczonych dragonów wroga. Odbył przez to karę aresztu, a pewien oficer francuski skwitował to słowami: Jeśli ten chłopiec nie skręci za młodu karku to z pewnością zajdzie wysoko. Jego słowa miały okazać się prorocze. Został dodatkowo odznaczony Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej za zasługi w obronie Gdańska przed armią rosyjską i pruską. Po upadku Napoleona został wcielony do armii Królestwa Polskiego, gdzie prowadził badania na tzw. racami kongrewskimi, których można uznać za protoplasty współczesnych wojsk rakietowych. Owe rakiety Bem użył z powodzeniem podczas powstania listopadowego, w którym czynnie uczestniczył. 1 lipca 1831 w uznaniu zasług został odznaczony Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Po upadku powstania przedostał się do Francji i dołączył do Wielkiej Emigracji, gdzie wspierał założenia pracy organicznej. Na wieść o wybuch powstania węgierskiego pośpieszył w tamte rejony, aby objąć dowództwo na jednostkami powstańczymi. Węgrzy nazywali go Ojczulkiem Bemem oraz udekorowali za dokonania na polu bitwy Krzyżem Wielkim Orderu Świętego Stefana z gwiazdą orderową z diamentem wyjętym z korony pierwszego króla Węgier – Stefana I Świętego. Ten gest świetnie pokazuje jak wielkim szacunkiem  darzyli generała jego podkomendni. Po klęsce zrywu wyemigrował do Turcji, gdzie zmarł. Ostatnie słowa generała brzmiały: Polsko, Polsko! Ja cię już nie zbawię!. W 1929 roku jego prochy zostały sprowadzone do Polski i pochowane  w mauzoleum na wyspie w Parku Strzeleckim w Tarnowie.

I tak oto kończy się historia wielkiego bohatera Polski, Węgier oraz Turcji. Jego żołnierze, nie ważne czy Węgrzy czy Polacy czy Turcy, byli gotowi iść za nim nawet w ogień piekielny. Dla wielu był symbolem walki o wolność spod jarzma zaborców oraz po prostu odważnym człowiekiem nie bojącym się rzucić w wir walki. Wiele moglibyśmy się od niego nauczyć.

 

Jakub Sobczyk

Netografia:

  1. www.polska-zbrojna.pl