“The Nosh – Kosher Caffe” – wywiad

W kwietniu odbyło się otwarcie „The Nosh – Kosher Caffe”, czyli pierwszej w Tarnowie kawiarni koszernej. Mieliśmy już przyjemność być w tym miejscu i porozmawiać z właścicielem Geraldem Vineberg oraz menagerem Anną Aloksą.

Skąd pomysł stworzenia tego rodzaju kawiarni?

Gerald Vineberg: Pomysł powstał dlatego, że tysiące żydowskich turystów przyjeżdżało do Tarnowa każdego roku. Wielu z nich będących na koszernej diecie, która posiada restrykcyjne zasady. Takie jedzenie jest przygotowywane w odpowiednich warunkach, żeby zachować pewne standardy. Słowo „koszerny” można tłumaczyć, jako coś lepszej jakości. Turyści, którzy przyjeżdżają do tego miasta odwiedzają cmentarz żydowski i parę innych miejsc po czym odjeżdżają, ponieważ nie ma dla nich żadnego miejsca, gdzie mogliby zjeść. Jeśli zostają na noc muszą zamawiać jedzenie z Krakowa, a nawet z Warszawy. Było to dosyć drogie. W dodatku jedzenie nigdy nie przywożono na czas. Dlatego właśnie powstał ten pomysł, żeby im to ułatwić. Być może żeby zostali na dłużej, ponieważ Tarnów to naprawdę piękne miasto, nie tylko ze względu na kulturę żydowską, ale też na inne walory turystyczne. W rezultacie po upływie dwóch tygodni kawiarnia była pełna ludzi. Byliśmy zaskoczeni wsparciem ze strony mieszkańców Tarnowa oraz ilością osób, które do nas przychodziły.

„The Nosh” krótko mówiąc oznacza przekąskę, co bardzo dobrze oddaje charakter tego miejsca. A czy były inne pomysły na nazwę?

G.V.: Było wiele pomysłów. Wydaje mi się, że nazwa „The Nosh” to pomysł mojej żony, który na początku odrzuciłem. Pytałem ludzi w okolicy, czy wiedzą co oznacza słowo the nosh i każda osoba odpowiadała – nie. To mogłoby trochę zniechęcać klientów, ale uważam, że nazwa jednak jest unikalna, ponieważ ludzie po prostu interesują się tym i pytają o jej znaczenie. Tłumaczymy im wtedy, że słowo to pochodzi z mieszanki języków, takich jak niemiecki, polski, hebrajski, które utworzyły nowy, własny język i oznacza wziąć gryza, zjeść coś na szybko. Nie jesteśmy typową restauracją. Podajemy lekkie posiłki, czyli falafel, hummus, ciasta pita. To są rzeczy, w których się specjalizujemy. Zauważyliśmy, że w ciągu dnia przychodzą grupy ludzi, które rozmawiają przez pół godziny przy herbacie, czytają książkę, po prostu cieszą się chwilą. O to tu właśnie chodzi. To miejsce nie przytłoczy Cię głośną muzyką. Tutaj gramy delikatne melodie, by móc napawać się spokojem i relaksować.

Koszerność w prawie żydowskim określa rodzaj produktów dozwolonych do spożywania, ale także sposoby ich produkcji. Jest to szereg zasad, których należy przestrzegać. O czym należy pamiętać wybierając się do tego rodzaju kawiarni?

Anna Aloksa: Zarówno klienci i pracownicy tego lokalu nie mogą przynosić ze sobą żadnego jedzenia z zewnątrz. Możemy spożywać tylko te produkty, które są na miejscu, a wnosić tylko produkty koszerne. Na naszym rynku takie produkty oznaczone są specjalnym znaczkiem. Do tej kawiarni również nie można wchodzić ze zwierzętami, właśnie ze względu na koszerność tego miejsca. To jedyne takie zasady, których nie można lekceważyć.

Czy klienci zdają sobie sprawę z tych reguł i stosują się do nich?

A.A.: Ludzie, którzy tu przychodzą często nie znają zasad. Oczywiście pytają i to jest właśnie bardzo ciekawe, że się interesują. Chcą wiedzieć więcej na ten temat. Nie przeszkadza im, że pewnych produktów nie ma, tak jak np. mięsa. Nie można łączyć, spożywać produktów mlecznych wraz z mięsnymi, dlatego go tutaj nie mamy. Są za to inne rzeczy. Poza tym kuchnia izraelska ma wiele zastępczych produktów mięsa. Opiera się przede wszystkim na ciecierzycy. Zaletami diety koszernej są lekkość i świeżość dań, w dodatku zdrowe odżywianie jest teraz w modzie.

G.V.: Zaczynamy zauważać, że ludzie do nas wracają i to jest motywujące.

„The Nosh” to nie tylko miejsce, w którym można smacznie zjeść. Mamy również okazję podziwiać galerię obrazów. Jak to się stało, że te dzieła sztuki znalazły się w Waszej kawiarni?

G.V.: To prawda, część galerii posiada obrazy namalowane przez Minę Nath – ciotkę mojej żony, która urodziła się i dorastała w Tarnowie. Była wspaniałą indywidualistką. Nie znała swojego ojca, a jej mama umarła, gdy miała trzy lata. Wychowywała się w żydowskim sierocińcu, z którego w końcu uciekła do oddalonego o dwie przecznice szpitala, gdzie kształciła się i została pielęgniarką chirurgiczną. Podczas pracy wysłuchała wielu opowieści od ludzi na temat nazistów i tego, co robili szczególnie ludności romskiej i żydowskiej nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach. Przekonała męża, że muszą wyjechać do Rosji. Tam urodziła syna. Natomiast po wojnie wyjechali do Wenezueli, gdzie urodziła trzy córki oraz zaczęła malować – bez szkoły, nauczycieli. Po prostu malowała historię swojego życia. Miała swoje wystawy w Nowym Yorku, Miami. Każdy dochód ze sprzedaży obrazów był przeznaczany na sierociniec w Caracas. Sama była sierotą, więc wiedziała, jakie mieli potrzeby. Umarła 2014 roku. Jej dzieci i wnuki zebrały pozostałe obrazy – było ich około 30. Nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Zaproponowałem, aby sprowadzić je do Tarnowa i sprzedać, jako kolekcję, a pieniądze przeznaczyć na odbudowę cmentarza żydowskiego. Mina była cudowną osobą, nawet po śmierci pozostał po niej ślad. Jej kolekcję nazwaliśmy „Powrotem do domu”.

Czy są plany na otworzenie kolejnych kawiarni koszernych?

G.V.: Jesteśmy otwarci od jakiegoś czasu, ale niektóre osoby już pytają, kiedy otworzymy restaurację w Krakowie, czy w jakimś innym miejscu. Proszę wtedy, żeby dali nam trochę czasu, ponieważ uczymy się każdego dnia. Pytamy klientów co by chcieli, żeby znalazło się w menu oraz czy jedzenie, które oferujemy jest smaczne. Staramy się wyjść naprzeciw potrzebom klientów, bo chcemy żeby poczuli się dobrze. Uczymy się od nich, dlatego że nie wiemy wszystkiego. Wiele klientów nie tylko pochodzenia żydowskiego przychodzi do kawiarni, rozgląda się i mówi: „Czegoś takiego potrzebowaliśmy”. Ludzie chcą nowości. Myślę, że to również było głównym założeniem, aby stworzyć taką kawiarnię. Jesteśmy jedynym miejscem w Tarnowie, gdzie oferowane są lody Ben&Jerry’s, które pochodzą z USA. Nasze przepisy bazują przede wszystkim na recepturach pradziadków i prababć. Poszukujemy różnych dań, smaków. Od czerwca zaczniemy sprowadzać kawę z różnych miejsc na świecie np. z Etiopii, Kenii, Gwatemalii. Będziemy mieli żydowskie dania z Północnej Afryki. Chcemy robić potrawy, które zachowują żydowski klimat, ale modyfikować je daniami z różnych zakątków świata. Nasze menu nigdy nie pozostanie stałe lecz będzie się wciąż zmieniać.

A my będziemy na to czekać z niecierpliwością. Dziękuję za rozmowę.

Dziękujemy.