Lęki narodu polskiego i lingwistyczne tańce śmierci w tarnowskim teatrze
XXII Ogólnopolski Festiwal Komedii Talia znalazł się na półmetku. W czwartym dniu Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego z Krakowa zaprezentował „Żyda” Artura Pałygi w reżyserii Andrzeja Błażewicza. Wydarzeniu towarzyszył spektakl „Stół z powyłamywanymi nogami” Wiesława Hołdysa z krakowskiego Teatru Mumerus.
„Żyd” jest opowieścią o nauczycielach prowincjonalnej szkoły, którzy zbierają się po godzinach pracy w pokoju nauczycielskim i na polecenie dyrektora mają ułożyć odpowiedź na e-mail ongisiejszego ucznia ich placówki. Zadanie okazuje się prawdziwym wyzwaniem, albowiem każdy z uczestników zebrania próbuje się od tego wykręcić. Wszystko byłoby prostsze gdyby nie fakt, że tym dawnym uczniem szkoły jest mieszkający w Izraelu Żyd. Wprawdzie nadawca listu chciałby tylko odzyskać swoje wypracowanie z czasów szkolnych, ale dyrektor stawia sobie za rzecz honorową zaproszenie go do jego dawnej miejscowości. Pomysł nie zyskuje większej aprobaty, więc dyrektor odsłania karty i informuje swoich podwładnych, że ów Żyd jest właścicielem kamienicy, w której znajduje się szkoła. A to oznacza przeniesienie placówki, zmniejszenie liczby etatów i finansową nędzę. Jednakże, jeśliby tak wykonać miły gest i wnioskować o nadanie szkole imienia jej dawnego ucznia, to może nie rościłby sobie praw do kamienicy, a w ramach wdzięczności obdarował dotacją…
Rozpoczyna się głosowanie, a kiedy okazuje się, że nikt nie popiera tego pomysłu, nauczyciele niczym uczniowie muszą swój wybór uzasadnić. A grono jest znamienite: polonista, anglistka, wuefista i ksiądz katecheta. Każdy z nich dostaje szansę wypowiedzenia się. I tak oto zaczynają wypływać na powierzchnię bliskie naszym polskim sercom cechy: antysemityzm, ksenofobia, zobojętnienie, chamstwo. Wszakże Żyd jest wyrzutem sumienia każdego Polaka. Żyd z roztrzaskaną siekierą czaszką. Żyd spalony w stodole w Jedwabnem. Żyd wydany Niemcom na śmierć. Żyd okradziony z kamienicy i wysiedlony z Rzeczypospolitej. Nauczycielami targają wyrzuty sumienia i zaczynają zmieniać swoje stanowisko. Jedynie w poloniście pozostaje garstka sprawiedliwości, ponieważ zauważa, że w czasach wojennych i powojennych wiele narodowości odwracało się przeciwko sobie.
Spektakl krakowskiego Teatru Bagatela pretenduje do roli łapacza sumień, wszak płynie z niego oczyszczenie, a także prawda o Polsce i Polakach. Niewątpliwie sztuka wpisuje się w modny w ostatnich latach temat działania mieszkańców Polski na szkodę narodu Izraela. Trzeba pamiętać, że nasz kraj jest jednym wielkim cmentarzem żydowskim. Nie należy też zapominać, że takie persony jak Irena Sendlerowa to rodzaj mydła do mycia polskich brudów. Profesor Bogusław Wolniewicz powiadał, że Żydom nie podoba się Polska, ponieważ brak u nich poczucia wdzięczności. Czyżby takie spektakle jak „Żyd” miały ową wdzięczność odbudować?
Nacechowanie ideologiczne wpłynęło na poziom artystyczny widowiska. Nie będzie niestosownością powiedzieć, że sztuka nie posiada żadnego konkretnego zwrotu akcji, a co za tym idzie, jest niemiłosiernie przewidywalna. Od początku chodzi o to, żeby bohaterowie padli na kolana przed Żydem i jęli błagać go o przebaczenie, nawet jeśli mężczyzny nie ma fizycznie pomiędzy nimi. Słabo wypadli również krakowscy aktorzy, którzy stworzyli miałkie, a przede wszystkim neutralne kreacje, ponieważ do nikogo z nich nie dało się poczuć sympatii ani antypatii. Z pewnością słaby scenariusz nie pozwolił im w pełni rozwinąć warsztatu.
Drugi krakowski spektakl, co się zowie „Stół z powyłamywanymi nogami” wzbił się na wyżyny awangardowego artyzmu. Nad stołem, pod stołem i przy stole trójka groteskowych umrzyków toczy dysputę o charakterze lingwistyczno-egzystencjalnym. Posługują się mową fragmentaryczną, pourywaną i sięgającą najstarszej gramatyki polskiej oraz języka staro-cerkiewno-słowiańskiego.
Truposze co rusz recytują alfabet i zatrzymują się przy poszczególnych literach, żeby w odmętach swych martwych czaszek poszukiwać ongiś żywych słów. Zombie posługują się mową zawartą w XIII-wiecznej „Księdze henrykowskiej” spisanej łaciną z okazji założenia i uposażenia opactwa Cystersów w Henrykowie. Księga ta zwiera jedno zdanie staropolskie, które jest najcenniejszym zabytkiem języka polskiego. Następnie biorą na spróchniały warsztat średniowieczną „Rozmowę mistrza Polikarpa ze śmiercią”, będącą wierszowanym dialogiem moralistyczno-dydaktycznym oraz piosenkę „Dusza z ciała wyleciała” w jej pierwotnej wersji językowej.
Sztuka jest dynamiczna, przepełniona figurami tańca śmierci i staropolszczyzną. Początkowo można odnieść wrażenie, że akcja skupi się na ewolucji języka polskiego, ale niestety tak się nie dzieje. Żywe trupy coraz więcej gadają i tańczą, a całość staje się coraz bardziej bełkotliwa. Po wyjściu z teatru ma się wrażenie, że obejrzało się sztukę stworzoną dla samej sztuki. Widz się raczej nie liczy, zaś fanaberie twórców łechcą jeno ich samych.
Po spektakularnym rozpoczęciu Talia dostała zadyszki. Druga połowa konkursowych pokazów rozpocznie się od „Zemsty” Aleksandra Fredry w reżyserii Henryka Talara. Miejmy nadzieję, że i tym razem fredrowska fraza wzniesie tegoroczną odsłonę festiwalu na wyżyny.
Krystian Janik
Wykorzystane fotografie autorstwa Pawła Topolskiego pochodzą z oficjalnej strony internetowej tarnowskiego teatru: http://www.teatr.tarnow.pl/galleries/view/561