Wszystko jest farsą, czyli teatralność teatru przez widza obnażona
W przedostatnim dniu pokazów konkursowych Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii Talia doszło do farsy. A wszystko za sprawą Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego w Katowicach, który zaprezentował tarnowskiej publiczności „Porwanie Europy” Jarosława Marka Rymkiewicza, ongiś znakomitego literata, zaś od jakiegoś czasu nadwornego poety Jarosława Kaczyńskiego. Sztuka od momentu powstania w 1971 roku została po raz pierwszy wystawiona dopiero rok temu, a dokonał tego Piotr Cieplak.
Na początku spektaklu na scenie pojawiają się dekoracje i cienie Pompadurów, francuskich arystokratów. I tak oto rozpoczyna się farsa, w której stawką jest utracenie przez Europę, córkę Pompadurów, panieństwa poprzez zamążpójście za angielskiego księcia Kensingtona. Jednakże dorastająca w luksusach i rozkapryszona Europa nie chce oddać swej niewinności temuż kawalerowi, albowiem wstrętne jest jej jego wydelikacone liczko. Europa pragnie, aby porwał ją i posiadł kniaź mołdawski Spirydon – człek na wpół dziki, mocarny i pokryty czarnym włosiem. Ojciec dzierlatki nie chcąc dopuścić do uprowadzenia przywiązuje pannicę za nogę do salonowej sofy, oczywiście czerwonej i pozłacanej. Kiedy zostaje sama, przez kiczowate okno wdziera się kniaź mołdawski i już chce ją porwać, ale ucieka niczym zaskoczony przez myśliwego zwierz. Znudzona wyczekiwaniem Europa musi zadowolić się towarzystwem zniewieściałego Anglika.
„Wiruj, walcuj…” wykrzykują dwie pięknolice salonowe panienki w kuso skrojonych, iście buduarowych kreacjach, a farsa Pompadurów trwa w najlepsze. I wtedy na scenę wkracza Kicio, niezadowolony widz w wymiętym garniturze, który postanawia ową farsę zniszczyć. Ale nie, Pompadury nie chcą Kicia, wszakże wszystkie role w farsie zostały już dawno obsadzone. Niewzruszony gadaniną Pompadurów Kicio nie pozwala się zepchnąć ze sceny, albowiem to właśnie on rości sobie prawo do poprawienia po swojemu dzieła poety. Jego działania zaburzają porządek farsy – sam porywa i posiada Europę (oczywiście na niby, bo to farsa!), co sprawia, że Spirydon musi zadowolić się żoną Kicia, czyli Kiciową, zaś Kensington zostaje bez narzeczonej i odzywają się w nim anarchistyczne skłonności.
Pompatyczność i przepych dworu Popmadurów, Europa rozerwana pomiędzy blichtrem francuskich salonów i barbarzyństwem mołdawskich stepów oraz niszczący teatr prostak Kicio. A wokół nich kiczowata dekoracja i kabotyńskie zrywy arystokracji. A na koniec Europa podana na tacy niczym ślimaki lub ostrygi. Czyż to nie idealne elementy wybornej farsy? „Wiruj, walcuj…” – w końcu nie wiadomo, kto jest kim i jakie ma intencje, a Kicio zamiast rozwalać farsę staje się jej elementem i nie ma pomysłu, co dalej zrobić. No cóż, jak raz weszło się na scenę, to trzeba grać, nawet jeśli twierdziło się twardo, że życie to nie teatr.
„Porwanie Europy” w interpretacji Piotra Cieplaka raczej nie zachwyca, aczkolwiek do zachwycania pretendowało. Przecież to farsa, wszystko na niby, więc i brawa wieńczące spektakl to też farsa, bo na niby. A czy część widzów, która w antrakcie opuściła teatr, takoż uczyniła to na niby? A ci, co wyszli w czasie drugiego aktu? A chciałoby się rzec, że farsa w błyskotliwy sposób pyta o tożsamość współczesnej Europy, ale zamiast błysku na scenie rządziła przewlekła nuda.
Krystian Janik
Wykorzystane fotografie autorstwa Artura Gawle pochodzą z oficjalnej strony internetowej tarnowskiego teatru: http://www.teatr.tarnow.pl/galleries/view/566