Tarnowski bohater wielkiej Warszawskiej Bitwy.
Kiedy myślimy: „Bitwa Warszawska 1920”, przychodzi nam na myśl głównie nazwisko Józefa Piłsudskiego, czy też innych dowódców, chociażby Tadeusza Rozwadowskiego, Józefa Hallera albo Władysława Sikorskiego. Mało kto jednak wie, że jednym z tych, którzy przyłożyli rękę do polskiego zwycięstwa nad bolszewikami, był tarnowianin, nasz krajan, z którego możemy być dumni.
źródło/www.tarnow.pl
Człowiekiem, o którym mowa, był Franciszek Ksawery Latinik. Postać barwna i zasłużona. I, niestety, niemal zupełnie w rodzinnym mieście zapomniana… Kiedy tymczasem na Śląsku Cieszyńskim czczony jest jak bohater za swoje zasługi, jakie położył dla utrzymania tych ziem przy Polsce…
Rodzina przyszłego bohatera obrony Warszawy przed bolszewikami przybyła do Tarnowa z Białej Śląskiej. Ojciec jego był nauczycielem w tarnowskich szkołach. Rodzina zamieszkała najprawdopodobniej na rogu ulic Krakowskiej i Urszulańskiej i tu przyszedł na świat przyszły generał i wojskowy gubernator dowodzący obroną Warszawy przed bolszewikami.
Wojskowa kariera naszego krajana zaczęła się jeszcze w wojsku austriackim. Ukończył Szkołę Kadetów w Łobzowie (1882 rok) i od tej pory piął się po szczeblach wojskowych awansów. Studiował też w Akademii Sztabu Generalnego w Wiedniu, a potem pracował w Biurze Kartograficznym Sztabu Generalnego. Jak widać, przełożeni poznali się na zdolnościach i inteligencji Franciszka Ksawerego Latinika. Powierzali mu coraz to nowe odpowiedzialne funkcje, między innymi rysowanie map na Bałkanach. Pierwsza wojna światowa zastała go jako komendanta szkoły w Łobzowie. Stamtąd wyruszył na wojenne szlaki, najpierw jako oficer CK Armii. Odwaga, jaką wykazał się pod Gorlicami, zapewniła mu awans na pułkownika. Potem wsławił się jeszcze karkołomnymi akcjami w Tyrolu, Bukowinie, we Włoszech. W Tyrolu cudem uniknął śmierci, musiał poddać się rekonwalescencji w Zamościu. Tam dowiedział się o odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Bez wahania pozbył się austriackiego munduru. W końcu jego dziadek ze strony matki, Teofil Romer, walczył w powstaniu krakowskim w 1846 roku, za co został skazany na 12 lat twierdzy! Tradycje patriotyczne były w rodzinie Franciszka Latinika żywe i pieczołowicie kultywowane.
Franciszek Ksawery zgłasza się do wojska polskiego już 2 listopada 1918 roku, a dwa tygodnie później otrzymuje dowództwo okręgu wojskowego w Cieszynie. To tam właśnie zasłużył się dla utrzymania przy Polsce Śląska Cieszyńskiego, walcząc z Czechami, odpierając ich ofensywę pod Skoczowem, doprowadzając do podpisania zawieszenia broni. Za swoje zasługi na tym polu otrzymał stopień generała-podporucznika i został oddelegowany do Komisji Rozjemczej.
Nadszedł pamiętny rok 1920. Franciszek Ksawery Latinik zostaje wezwany na przedpola Warszawy. Bolszewicy zagrażają stolicy, Polsce, całej Europie! Latinik otrzymuje dowództwo odcinka obrony w okolicach Modlina, Zegrza i Góry Kalwarii, ale żąda też kategorycznie, by powierzono mu stanowisko gubernatora wojskowego Warszawy. Jego żądaniom uczyniono zadość i na tym polu również kładzie niemałe zasługi – dba o porządek w mieście, ustanawia górny pułap cen żywności, aby zapobiec nadmiernej drożyźnie, zapewnia dostawy wyżywienia i nie dopuszcza do szerzenia się epidemii, nakazując niezwłoczne grzebanie poległych. Gubernatorowi Latinikowi podlegali zarówno wojskowi, jak i ludność cywilna przez cały okres bitwy warszawskiej. Później odpierał on bolszewickie ataki pod Radzyminem i ścigał bolszewików aż pod Tarnopol. To zapewniło mu awans na generała dywizji i dziesiąte pod względem starszeństwa miejsce w korpusie polskich generałów.
źródło/www.biogramy.pl
Po wojnie polsko-bolszewickiej, tarnowianin dowodził również okręgami wojskowymi w Poznaniu i Kielcach, zasiadał w Kapitule Orderu Virtuti Militari oraz Komitecie Budowy Pomnika Nieznanego Żołnierza. I na tym można by zakończyć naszą opowieść, ale…
Właśnie! Zawsze jest jakieś „ale”. Nasz bohater był człowiekiem z krwi i kości, a nie spiżowym pomnikiem. Słynął z brawury, odwagi, niezłomności i inteligencji, ale także… z niewyparzonego języka i, delikatnie mówiąc, niechęci do legionistów Piłsudskiego. To przyczyniło się do tego, że jakkolwiek wielce zasłużony, nie był bynajmniej ulubieńcem Marszałka. Nasz generał sympatyzował z endecją, co przysporzyło mu krytyki ze strony Naczelnika. Sam nie pozostawał dłużny, twierdząc, że co się tyczy legionistów, to: „Ci, którzy byli coś warci, zginęli. Ci, którzy żyją, są nic niewarci”. W końcu doszło do otwartego konfliktu, kiedy to Latinik odmówił oddelegowania grupy oficerów na uroczystości dziesięciolecia Legionów. Powiedział im ponoć, że… równie dobrze mogliby Żydzi zażądać zwolnienia na obchody zdobycia Jerycha… Po tym zdarzeniu doszło do tak zwanego „strajku generałów”, czyli zbiorowej dymisji kilkunastu wysokich stopniem wojskowych, związanych z Piłsudskim. Latinik stanął przed wyborem: albo dobrowolnie przejdzie w stan spoczynku, albo stanie przed sądem honorowym… Wybrał to pierwsze i 1 marca 1925 roku zdjął mundur, po czym zamieszkał z żoną i trzema córkami w Krakowie, gdzie prowadził działalność społeczną, między innymi w Towarzystwie „Rozwój” i wygłaszał odczyty. Podczas II wojny światowej nie angażował się w działalność konspiracyjną, ale po jej zakończeniu już jako osiemdziesięciolatek, założył Związek Emerytów Wojskowych i Wdów oraz pomagał organizować jego struktury.
Nasz bohater zmarł 29 sierpnia 1949 roku w Krakowie, gdzie spoczywa na Cmentarzu Rakowickim.
Autor: Maria Polaczek