Przedwojenne Tarnowianki – czym żyły, jaka panowała wśród nich moda?
Przedwojenny Tarnów, jak każde większe czy mniejsze miasto w ówczesnej Polsce, miał swoje towarzyskie elity. Ich nieodłącznym elementem była płeć piękna. Cóż bowiem byłoby warte tzw. najlepsze towarzystwo bez pań?
Te największe elegantki, zajmujące najwyższe miejsca w towarzyskiej hierarchii, spotykały się na kawusi, ciasteczku i pogawędce (czytaj: ploteczkach) w kawiarni „Warszawianka”. Był to pod koniec lat trzydziestych lokal najmodniejszy, znajdujący się na rogu ulic Wałowej i Krakowskiej. Obok wybornej kawy, modnej czekolady i pysznych ciast, właściciel, Aleksander Kaczorowski, oferował swoim klientom bogaty zestaw prasy polskiej i zagranicznej, nie tylko poważnej, ale także lżejszej i kobiecej. A kiedy skończyło się już omawianie tak ważkich kwestii, jak kto, z kim, dlaczego i gdzie, gdyby zabrakło tematów z prasy, to zawsze można było wysłuchać, kiwając głową ze zrozumieniem, wywodów żony właściciela kawiarni, pięknej pani Zofii Kaczorowskiej, dzielącej się chętnie ze słuchaczkami i słuchaczami swoimi zwierzeniami na temat kłopotów w nauce ukochanego synalka Zdzisia. Tu, w „Warszawiance”, można było poczytać, pogawędzić, ale też pokokietować miejscowych artystów, bywalców kulinarnego przybytku państwa Kaczorowskich.
Ambicje eleganckich tarnowianek sprawiły, że zmieniały się również ulice naszego miasta. I to nie tylko dlatego, że spacery dawały okazje pokazania się w nowej sukience, płaszczyku, kapeluszu, dokonania obserwacji i ocen, jak ubrane są mijane osoby. Namnożyło się także w Tarnowie fryzjerów damskich. Panie chciały być ostrzyżone i uczesane z godnie z najnowszymi trendami mody, wysiadywały więc w tych „damskich gabinetach”, czekając na swoją kolej, kiedy oddadzą mniej lub bardziej urocze główki w ręce fryzujących ich czuprynki fachowców. A czekanie umilały sobie pogawędkami i… papierosem. To ostatnie zwłaszcza, jak również fryzury „na chłopczycę”, budziły zgorszenie wielu tarnowian starej daty obu płci. Nawet zwyczaje młodszych przedstawicielek piękniejszej części tarnowskiej społeczności zmieniały się i dziwiły wielu. Bo oto ulice stawały się miejscami, gdzie podczas spacerów już nie tylko panny na wydaniu, nobliwe mężatki, ale także uczennice tarnowskich szkół szukały okazji, by słodkim uśmiechem, zalotnym, nieśmiałym spojrzeniem, wdzięcznymi ruchami oczarować przedstawicieli brzydszej części ludzkości.
Nowe szło przez Tarnów! Nowe zwyciężało! Kobiety coraz powszechniej nie tylko bawiły się na dancingach, ale także uprawiały sporty oraz plażowały, wywołując niekiedy sensację dość skąpymi, jak na owe czasy, strojami kąpielowymi. Popularna plaża, bardzo nowoczesna, jak na tamte czasy, z szatniami, bufetem, stolikami i parasolami znajdowała się w Bogumiłowicach, nad Dunajcem. Był nawet specjalny podest do tańca. W roku 1935 pojawiła się w mieście nowa atrakcja, za parkiem miejskim i ogrodami szkoły ogrodniczej utworzono „kąpielisko słoneczne”, trawiastą powierzchnię z prysznicami w ładnym budyneczku. Tam też, dwa lata później, zaczęto budowę kompleksu nowych stadionów i basenu, ale to już temat na inną opowieść…
Panie mogły więc prezentować swoje wdzięki na spacerach, plażach, ale także piknikach i balach urządzanych przez najróżniejsze tarnowskie instytucje i stowarzyszenia. A jak bale, to i moda, a jak moda, to i pokazy mody… Pierwsza tarnowska rewia mody odbyła się w roku 1934 w Hotelu Bristol. Widownia mogła zapoznać się z najnowszymi trendami mody paryskiej i wiedeńskiej, sukniami, płaszczami, kapeluszami, futrami oraz dodatkami takimi jak torebki, szaliki i parasolki. Nowinkami z dziedziny mody tarnowianki dzieliły się też na łamach lokalnej prasy, gdzie w prowadzonych przez nie kącikach mody można było wyczytać, jak należy ubrać się na herbatkę przed południem w kawiarni, a jak na spotkanie popołudniowe czy wieczorny bal, lub proszoną kolację. Bo przecież każda okazja, a było ich wiele, wymagała odpowiedniej kreacji.
A jak już się miało tę wymarzona kreację, niekoniecznie ze znanego domu mody, bo i tarnowskie krawcowe na wyścigi szkoliły się w szyciu modnych ciuszków, to wypadało jeszcze ładnie się w niej prezentować. I tak w latach trzydziestych, obok salonów fryzjerskich dla pań, zaczęły się pojawiać pierwsze w Tarnowie salony piękności, jak na przykład Instytut „Erumo”, czy zakład kosmetyczny „Ninon”.
A od domów mody, salonów fryzjerskich i kosmetycznych już tylko krok do… konkursów piękności. I to zarówno kobiecej, jak i męskiej. Pionierem takowych był w Tarnowie redaktor Franciszek Kantor, dzięki któremu w październiku 1926 roku w jednym z lokalnych czasopism („Praca”) pojawiło się ogłoszenie o korespondencyjnym konkursie piękności dla pań i panów. Ten pierwszy konkurs cieszył się tak wielkim powodzeniem, że przedłużono termin zgłoszeń. Wreszcie w początkach grudnia tarnowianie poznali werdykt. Głosami pań zwyciężył Józef Ziemian, piłkarz, obrońca „Tarnovii”. Za najpiękniejszą tarnowiankę uznano pannę Janinę Kopfównę, córkę prezesa Towarzystwa Muzycznego, tarnowskiego aptekarza Kopfa. Na łamach „Pracy” ogłoszono również rok później cieszący się także wielkim powodzeniem konkurs na najpiękniejszą mężatkę tarnowską, który wygrała zdecydowanie pani Zawadzka, żona inżyniera elektrowni miejskiej.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że tarnowianki miały pusto w główkach i zajmowały się jedynie błahostkami i głupstewkami. Wiele z nich pracowało zawodowo, choć nie zarabiały tyle, co mężczyźni na tych samych stanowiskach. A jeśli nie pracowały, to trudniły się z wielkim zaangażowaniem działalnością społeczną i dobroczynną. Tak więc nie zawsze kobiece spotkania i herbatki w „Warszawiance” dotyczyły ploteczek. Omawiano na nich, w miłej atmosferze eleganckiego lokalu, również sprawy ważkie przeróżnych akcji na powodzian, składek na biednych, komitetów dobroczynnych, kursów gospodarczych, funduszy Domu dla nieuleczalnych, ochronek dla dzieci, prelekcji, akademii ku czci i wielu innych szlachetnych przedsięwzięć. Prym w tej działalności wiódł Związek Obywatelskiej Pracy Kobiet, organizujący prelekcje, kursy gotowania, akademie, wykłady znanych postaci. Panie ze Związku zorganizowały również przedszkole dla dzieci bezrobotnych, gdzie malcy mogli spędzić czas w cieple i najeść się do syta. Także żony wojskowych chętnie włączały się w społeczną i filantropijną działalność.
I tak oto, już nie tylko w odwiecznym trójkącie „kościół, dzieci, kuchnia”, ale i pomiędzy prelekcjami, balami, herbatkami w kawiarni, towarzyskimi spotkaniami i społecznymi akcjami, płynęło życie przedwojennych eleganckich tarnowianek. Omawiały poważne kwestie, ale i komentowały towarzyskie ploteczki i modowe nowinki. Bawiły się, kochały, pracowały, plotkowały, pomagały, spacerowały, stroiły się, wychodziły za mąż i wychowywały dzieci. Mocno osadzone w swoim kobiecym światku, który wojna obróciła w gruzy…
Maria Polaczek
źródła fot./ Miejska Biblioteka w Tarnowie